Należę do osób, które widzą świat w kolorowych barwach. Jednak raz w roku, gdy w sposób nieubłagany zaczyna zbliżać się zima, poprzedzona deszczową i ponurą jesienią zaczynam tracić swój „życiowy optymizm“. Możecie mi wierzyć albo nie, perspektywę wielu zimnych, ciemnych, krótkich, szarych dni odczuwam nieomal w postaci fizycznego bólu.

Jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić, choć doświadczenie mam już nienajgorsze. Zaczynam rozumieć naszych wielkich poetów, którzy opuszczali Polskę we wrześniu i powracali wraz z nadejściem wiosny.

Ja nie odlatuję do ciepłych krajów i biorę się w garść, bowiem tym, co najbardziej liczy się w terapii jąkania, którą się zajmuję, to relacje terapeuty i pacjenta oparte o osobiste doświadczenie. Trudno proponować, wymagać czegoś od pacjentów, nie wymagając od siebie. Trudno mówić o systematyczności, pracowitości, dobrej organizacji dnia, jeżeli samemu się tego nie doświadcza. Trudno poddawać się w końcu pogodowej chandrze, która zupełnie niepotrzebnie infekuje ciało i duszę.

Wypracowałam więc własny, dla mnie skuteczny sposób na radzenie sobie z pogodowymi przeciwnościami.

Czy mnie to dużo kosztuje? Czy wymaga to ode mnie dyscypliny? Czy czuję satysfakcję? Czy jestem z siebie zadowolona? Na wszystkie te pytania odpowiadam twierdząco. A co robię? Chodzę regularnie na zajęcia w klubie sportowym. W zasadzie nic specjalnego. Jednak myślę, że znajdą się osoby, które potwierdzą, że czasami naprawdę trudno się zmobilizować i w paskudny, zimny dzień chce się raczej zostać na kanapie (i obowiązkowo pod ciepłym kocem) z kubkiem pachnącej, gorącej kawy, niż przebierać się w sportowy strój i pędzić na zajęcia.

Zdaża się więc tak, że tak długo toczę walkę z sobą, aż nieubłagana godzina zbliża się tak bardzo, że nie pozostaje mi nic innego, jak sprint do samochodu i przepisowa, acz dynamiczna jazda samochodem do miejsca przeznaczenia.

Nagroda jest jednak tego warta. Ciało czasami zbolałe, jednak głowa lekka i te wszystkie substancje chemicznie w mózgu, które naprawdę się uwalniają. Wiem to, ponieważ już w trakcie samych działań sportowych kąciki ust podnoszą mi się do góry i zapewniam was, że nie jest to grymas wysiłku tylko spontaniczna, niepohamowana radość.
Polecam jako neurologopeda, a i też zupełnie prywatnie.