Bardzo niedawno, byłam na konferencji „Książka na receptę. Recepta na sukces”. Od kiedy pamiętam rekomendowałam rodzicom moich młodszych i nieco starszych pacjentów/klientów czytanie, więc piątek w towarzystwie osób, które mówią i robią podobnie, a dodatkowo zajmują się tym profesjonalnie, był dla mnie czystą przyjemnością.
Naukowych dowodów na to, że codzienne czytanie na głos niweluje różnice emocjonalne, intelektualne, a dzieci, które czytają mają w życiu większe szanse na sukces, jest wiele. Jednak wiedzy tej coraz trudniej przebić się przez kulturę cyfrową, w której prym wiodą gry, aplikacje edukacyjne, cyfrowe książki i zabawki interaktywne.
Oczywiście świat cyfrowy ma swoje niezaprzeczalne zalety, jednak nie jest w stanie dać naszym mózgom tego, co może im dać wczesne czytanie. Badania amerykańskiej neuropsycholożki profesor Maryanne Wolf, a także ekspertki wczesnego czytania, nie pozostawiają tu żadnych wątpliwości. Umiejętność czytania jest kluczowa dla rozwoju. Jak pisze pani profesor: „Czytanie to nie tylko dekodowanie słów. To akt tworzenia myśli – głębokiej, refleksyjnej, empatycznej.”
Nasze mózgi nie rodzą się jednak z tą wyjątkową umiejętnością. Muszą się jej nauczyć, co wymaga regularnego treningu. A co dostają za ten trud? Lepszą pamięć, uważność, bogaty zasób słów, logiczne myślenie, empatię i refleksyjność. Czy wobec takich argumentów możemy pozostawać obojętni?
Fundacja Powszechnego Czytania, która była organizatorem konferencji, przygotowała program, którego celem jest promocja CODZIENNEGO CZYTANIA DZIECIOM. Inicjatywa ta opiera się na sprawdzonym amerykańskim modelu „Reach Out and Read”, który od ponad 30 lat jest wprowadzany przez pediatrów.
Więcej informacji znajdziecie na stronie: www.ksiazkanarecepte.pl
Naukowo potwierdzono, że „Emocje konserwują pamięć”, czyli wzmacniają i utrwalają wspomnienia. Słuchając wystąpień prelegentów, widziałam siebie małą, potem trochę starszą, której mama bardzo, bardzo dużo czytała. I mówiąc szczerze – są to moje najlepsze wspomnienia z dzieciństwa.
Wśród tych wspomnień tylko jedno jest niemiłe. Otóż pewnego dnia koleżanka przyszła do mnie na tak zwaną „nocowankę”. Miało to miejsce 5 grudnia, a więc w przeddzień Mikołajek. Po przebudzeniu ruszyłyśmy z koleżanką do naszych butów. Ona znalazła książkę, na którą ja od dawna czekałam, a ja mandarynki, które były wówczas trudnodostępnym rarytasem. Długo nie mogłam tego mamie wybaczyć. I nawet już nie pamiętam, jakie były jej tłumaczenia.
A teraz, coraz bardziej zanurzając się w kulturę cyfrową, rozczula mnie myśl, że książki były dla mnie kiedyś rzeczą najbardziej pożądaną. Książka – prawdę mówiąc – to do dzisiaj jedna z moich największych przyjemności, do której miłość zawdzięczam mamie, jak i do kawy, która choć wówczas zbożowa, była dla mnie nieodzownym elementem naszego codziennego rytuału. Dzisiaj piję już jednak inną 🙂