Środa, godzina 16:30 wsiadam do samolotu lecącego do Brukseli. W momencie startu samolot ma już opóźnienie. Wiem, że pociąg do Gandawy z pewnością mi ucieknie. Wysiadam z samolotu, czekam na kolejny pociąg. Po kolejnych dwóch godzinach jestem już na miejscu. Wychodzę z lotniska. Leje jak z cebra. No cóż. W końcu mieszkałam w Brukseli prawie rok. Deszcz. W Belgii normalna sprawa. Pędzę jak na skrzydłach do hotelu. W hotelu czeka na mnie Dafne – serdeczna koleżanka z programu ECSF ( Europejska Kliniczna Specjalizacja Zaburzeń Płynności Mowy ). Pewnie również i jej zawdzięczam to, że przetrwałam tamten rok; wspierałyśmy się, pomagałyśmy sobie, zdarzyło się też którejś z nas wypłakać się.
Minął rok od kiedy widziałyśmy się ostatni raz podczas zajęć w Antwerpii. Obie mamy wrażenie, że upłynęło zaledwie parę miesięcy. Tym razem jesteśmy jednak bardziej wyluzowane. Dokładnie przed rokiem nerwowo przeglądałyśmy notatki i przygotowywałyśmy się do prezentacji Studium Przypadku.
Dafne czeka na mnie z moim ulubionym piwem (La Choufffe 😉 ). Pamiętała :). W Antwerpii ja wychylałam szklaneczkę tego napoju, a Dafne swojej ulubionej Corony (w przeciwieństwie do mnie nie jest zwolenniczką belgijskich piw).
Idziemy spać. Rano pędzimy na warsztaty dla absolwentów Specjalizacji ECSF – Terapia narracyjna – prowadzone przez Fionę i Mary. Prowadzące pytają każdego z uczestników, dlaczego interesuje się tym podejściem. Odpowiadam, zgodnie z prawdą, że to dzięki mojej coach z okresu specjalizacji – Margaret Leahy. Okazuje się, że u prowadzących było podobnie. Tyle, że xx lat wcześniej.
Istotą terapii narracyjnej jest zrozumienie, że nasze życie utkane jest zarówno z historii, które sami o sobie opowiadamy, jak i tych, które inni o nas opowiadają. Zarówno jedne, jak i drugie wpływają na to, jak myślimy o sobie, swoich możliwościach, czy trudnościach z jakimi się zmagamy. To fantastyczne podejście widzi przeżywane przez osobę problemy, jako samodzielne byty, wyraźnie je od osoby, która ich doświadcza oddzielając. Odnosząc się do osoby, która się jąka, koncentruje się nie na samym problemie lecz daje pacjentowi możliwość podzielenia się swoją osobistą historią jąkania, zidentyfikowania barier komunikacyjnych, a w konsekwencji uświadomienia sobie swoich mocnych stron, umiejętności i możliwości. Podejście narracyjne daje nam – terapeutom szansę poznania niepłynności z perspektywy osoby, która go doświadcza, co jest niezwykle istotne w procesie planowania i terapii i wspólnej pracy, w której to pacjent, a nie terapeuta jest najważniejszy. A to niestety nie przez wszystkie osoby, które pracują z osobami, które się jąkają, jest respektowane. Teorię wszyscy mamy w głowie, Fiona I Mary uczą nas trudnej sztuki prowadzenia terapii. Pracujemy w parach. Koleżanka w roli terapeuty, ja pacjenta. Brechje (z mojego rocznika ECSF) radzi sobie świetnie. Potem kolej na mnie. Po raz kolejny czuję, jak to podejście wpisuje się w moją koncepcję i styl prowadzenia terapii.
Pierwszy dzień warsztatów mija w mgnieniu oka.Wieczór kończymy w doskonałej restauracji o bliskobrzmiącej dla ucha wielu Polaków nazwie BODO. Pytam kelnera o znaczenie tej nazwy. Odpowiada, że to pseudonim właściciela. Hmm. Może to jednak polski trop.
Drugi dzień mija jeszcze szybciej. Doskonałe warsztaty, Doskonale współbrzmią z książką „Terapia jąkania od środka” autorstwa Carolyn Cheasman, Rachel Everard i Sama Simpsona, którą właśnie czytam.Siedzę już w samolocie i choć pękam z radości, że weekend spędzę z rodziną, trochę żałuję, że nie będzie trzeciego dnia.