Świat już dawno zrozumiał twórczą i konstruktywną energię działań grupowych.

Powstały grupy AA, AD, DAD, Klub J i wiele, wiele innych. Polacy od pewnego czasu podążają w tym kierunku, choć wiem, że jest to często trochę wbrew naszemu polskiemu charakterowi.

Ostatnio słysząc o odchudzaniu się w grupie pomyślałam, że tym osobom na pewno się uda, bo co może dać grupa wiem i z własnego doświadczenia. Mając wykupioną kartę w klubie sportowym mogę w nim korzystać zarówno z ćwiczeń grupowych, jak i indywidualnych. I co? Po 10 minutach walki z którąś ze sportowych maszyn odpuszczam. Zajęcia grupowe obliczone na 60 minut wytrzymuję bez problemu, co więcej biegam na nie z radością, bo wiem, że kiedy będą naprawdę ciężkie ćwiczenia, osoba „pracująca” obok wyśle mi porozumiewawczy uśmiech. Że kiedy będę miała ochotę zrezygnować z wykonania całej serii ćwiczeń, patrząc na którąś z „towarzyszek niedoli“, pomyślę, że jeśli ona daje radę, to i mnie się uda. Że od trenera prowadzącego ćwiczenia także dostanę wsparcie.

Nawet jeśli jest się zdecydowanym indywidualistą, po prostu nie lubi się działań „stadnych“, to i tak nie można nie doceniać wsparcia i energii, jaką mogą dać sobie ludzie. Wiele osób odrzucając pracę w grupie kieruje się obawą przed nadmiernym ekshibicjonizmem, odarciem z prywatności. Nic bardziej mylnego. Przychodzimy z podobnym problemem, mamy wspólny cel, możemy uzyskać od grupy wsparcie, możemy poczuć, że nie jesteśmy z naszym problemem samotni.

Hasło tegorocznego Światowego dnia Jąkających się – Jąkający wspierają się wzajemnie – po raz kolejny o tym przypomina.